PASTWISKA
Porucznik František Geisler zakończył swoją służbę wojskową w czerwcu 1944 roku, został zwolniony z dalszej służby i dla niego to był już koniec wojny. Ale kiedy usłyszał o 2 Czechosłowackiej Brygadzie formowanej do walk na wschodnim froncie, zgłosił się na ochotnika aby wziąść udział w wyzwalaniu ojczyzny.
15 lipca 1944 roku pociągiem wraz z innymi oficerami tej Brygady dotarli do Grenock w Szkocji, gdzie wsiedli na statek. 18 lipca 1944 roku konwój wypłynął przez Gibraltar do Port Saidu, potem lądem i morzem przez Damaszek, Basrę i Baku dotarli do ZSSR do miejscowości Sadagura, gdzie stacjonował Korpus Rezerwowy 1 ČSAZ. Kilku świadków pamięta, że oficerowie przybyli z Anglii mieli natychmiast po przybyciu wyruszyć na front, do oddziałów do których zostali przydzieleni. Rano w dniu wyjazdu porucznik Geisler zaginął, wyruszył ze starą strzelbą aby ustrzelić jelenia. Szczęśliwie wyjazd się opóznił bo kierowcy musieli jeszcze naprawić kilka kół w samochodach. Aczkolwiek Geisler przybył w ostatnim momencie z głową jelenia, całą we krwi.
Ciało zwierzęcia już było w kuchni, gdzie żołnierze radośnie się nim zajęli a głowa z porożem stanowiła trofeum. Jeleń został trafiony w głowę pomiędzy lewym okiem a nosem. Żołnierze przyczepili głowę z porożem do samochodu planując pózniej zająć się wyprawieniem.
Porucznik Geisler został przydzielony do 2 Czechosłowackiej Brygady Spadochronowej, 2 batalionu pod komendą majora Voves. Inni oficerowie z Anglii: Renčín, Vrzala, Pavézka i Flax również byli w tym batalionie. Geisler został dowódcą plutonu złożonego głównie z młodych ale wyszkolonych żołnierzy Słowaków i Rusinów. Szybko zdobył ich respekt i szacunek. Pluton był specjalnym plutonem batalionu uzbrojonym tylko w lekkie karabiny maszynowe i granaty. Do zadań plutonu należało: rozpoznawanie pozycji nieprzyjaciela, atak i złamanie linii frontu używając wszelkich potrzebnych taktyk. Porucznik Geisler był specjalistą w tej dziedzinie biorąc udział w takich akcjach przez kilka ostatnich lat.
Pierwszą akcją plutonu Geislera był nocny zwiad na południowy zachód od wsi Zarszyn, pierwszego dnia po przybyciu na linię frontu, 12 września 1944 roku. Wieś była bardzo zniszczona i pod ciągłym ostrzałem moździerzy, była położona przy linii kolejowej, która znajdowała się na nasypie. Ten nasyp okazał się naturalną ochroną dla żołnierzy zbliżających się do wsi. Po dotarciu do końca wsi, w ruinach domu znaleziono mieszkającą tam starą kobietę, która pokazała im najlepszą drogę przez wieś aby dotrzeć do linii frontu bronioną przez batalion.
Przy gorzelni piwa były osadzone 2 armaty i 2 działa samobieżne brygady ale obsługa dział była bardzo zadowolona, że następny pluton dołączył do nich bo było tam już rozlokowanych kilka oddziałów Brygady Spadochronowej. Dowódca oddziału poinformował porucznika Geislera o bieżącej sytuacji i razem poszli na rekonesans. Wieś znajdowała się na linii frontu. Posuwanie się naprzód było możliwe tylko w nocy a porucznik Geisler wiedział również, że cały teren był zaminowany. Tak, że posuwanie się do przodu było tylko możliwe z pomocą rosyjskich minerów, którzy musieliby usunąć przeszkody i miny w kierunku niemieckich pozycji.
Pluton został poinformowany o sytuacji, czekali w ciemności na sygnał do akcji, porucznik Geisler sprzeczał się z czterema sowieckimi saperami, którzy rozminowywali teren wcześniej przed zmrokiem nie dbając zupełnie o bezpieczeństwo, tymczasem teraz księżyc świecił bardzo jasno więc nie musieli ryzykować wcześniej.
Ok. 22:30 saperzy usunęli przeszkody i pierwsza sekcja plutonu ruszyła naprzód, weszła w pole pszenicy ale zanim druga sekcja mogła ruszyć, rozległy się strzały. Usuwanie przeszkód zostało wstrzymane, ruchy żołnierzy też bo Niemcy zaczęli ostrzeliwać moździerzami. Rosyjski sierżant stracił jedną nogę powyżej kolana i zmarł. Cały pluton zwiadowców rozpierzchnął się na polu minowym aby usuwać przeszkody i rozbrajać miny. Jeden z żołnierzy wszedł na minę, która rozszarpała mu nogę do kolana ale reszta plutonu dotarła do zbocza pod lasem.
Ciemność w lesie ukryła żołnierzy i moździerze wstrzymały ogień, pomału oddział zaczął posuwać się zboczem poniżej lasu w stronę pozycji niemieckich. Pluton rozproszył się i wszedł w las w zupełnej ciemności, nagle rozległy się strzały po obu stronach. Porucznik Geisler zakomenderował: granaty rzuć! Wkrótce natknęli się na Niemców w okopach i rozpoczęła się walka wręcz.
Jeden ze zwiadowców wyciągnał nóz i rzucił się na niemieckiego żołnierza wołając:zgiń ty żołdaku. Ten Niemiec musiał się właśnie obudzić bo mundur nie był zapięty i był bosy. Porucznik Geisler przegrupował pluton na nowo zdobyte pozycje, rozmieszczając na bokach karabiny maszynowe. Sam wciągnął do okopu rannego żołnierza, inni żołnierze plutonu wkrótce przybyli prosto z bitwy, cały pluton miał kilkunastu rannych.
Porucznik wysłał wiadomość do sztabu batalionu, że pozycje zostały zdobyte i ok. 4:00 pluton wymienił się z innym plutonem, który zajął ich dotychczasowe pozycje. Porucznik Geisler poszedł aby osobiście zdać raport majorowi Voves, który pochwalił pluton za prawie niemożliwy postęp, w nagrodę otrzymali dzień odpoczynku na tyłach. Dlatego prawie cały oddział porucznika Geislera ocalał bo wydarzenia dnia następnego w okolicach Zarszyna były tragiczne.
Po odpoczynku pluton został przydzielony do kompanii pod komendą porucznika Toth we wsi Besko. Ale po zwycięskiej bitwie poprzedniego dnia, Niemcy wzmocnieni wrócili z potężnym kontratakiem i pluton musiał wycofać się. Wycofując się porucznik Geisler dźwigał rannego żołnierza na ramieniu który podczas tego został trafiony drugi raz, porucznik Geisler wrócił więc na pole bitwy aby ratować innego, który miał urwane obydwie nogi na minie. Tym razem wrócił szczęśliwie z rannym, tylko kolba karabinu maszynowego porucznika została trafiona. Patrząc na tę broń mówił każdemu o swoim wielkim szczęściu i żartował, że będzie żył wiecznie.
Podczas bitew wokół Beska dowódca kompanii porucznik Toth został poważnie ranny tak więc porucznik Geisler objął dowództwo kompanii. W międzyczasie Niemcy wycofali się kilka kilometrów na południe do linii następnych wzgórz tak, że plutony 2 Brygady Spadochronowej pod komendą porucznika Geislera posunęły się do przodu docierając do północnych granic wsi Pastwiska.
Walki wokół Pastwisk zaczęły się 17 września 1944 roku rankiem i porucznik Geisler kilkakrotnie prowadził zwiad rekonesansowy. W jednym z nich znowu pomagał w ewakuacji rannych, wziął sierżanta Hrabowskiego na plecy i doniósł go w bezpieczne miejsce.
Następnego dnia 18 września ok. 15:00 pluton został wysłany znowu na rekonesans, celem było osiągnięcie południowego skraju wsi Pastwiska. Pluton posuwał się w stronę lasu poprzez odkryte pola wzdłuż głębokiej doliny rzeki ok. 16:00.
Wyglądało, że dotrą do lasu ale nagle rozległy się strzały z broni maszynowej i porucznik Geisler cicho osunął się na bok, pocisk uderzył go pomiędzy lewym okiem a nosem. Inny świadek (szeregowy Frost) mówił, że porucznik Geisler był wpierw raniony w nogę i zaczął wołać rtm Rykšolsa, i wtedy dostał kulę w głowę.
Oddział zatrzymał się strzelając do Niemców ale ogień niemiecki był bardzo silny więc wycofali się. Jeden z żołnierzy powiedział: Nasz dowódca nie bał się i zginął, trudno będzie iść dalej bez niego!
Następnego dnia (19 września) 2 Czechosłowacka Brygada Spadochronowa została przewieziona na lotnisko w Krośnie aby polecieć na Słowację na pomoc słowackiemu powstaniu. Ale zła pogoda uniemożliwiała wylot samolotów i Brygada czekała w Krośnie. Wobec tych okoliczności przyjaciele porucznika Geislera: Vrzala i Flax wrócili do Pastwisk i 27 września pochowali ciało porucznika w grobie, blisko miejsca gdzie został zabity.
Porucznik Geisler miał zostać po śmierci udekorowany medalem za waleczność ale tak się nie stało....
Literatura:
Mastný,Františk;Chlapci od brigáy, HSVO MNO 1945
Šda M.,Kráky K.,Beráek J., Za svobodu Československa, sv.2, Naš vojsko, Praha 1961
RODÁK, J. Pozabudnuti hrdinovia, vojnovéa povojnovépríehy. [s.l.] : ADIN, 2012. 136 s. ISBN 978-